Opowieść tą dedykujemy dzielnym urzędnikom administracji państwowej, którzy wyzwali nas od 'tzw obrońców prawa' gdy usiłowaliśmy wytłumaczyć, że nasz świętobliwy sąsiad nie stoi ponad prawem, a cuda się nie zdarzają. Po tym jak ci sami urzędnicy zmusili nas do zycia w pleśni, z niesprawną instalacją elektryczną i innymi atrakcjami uwierzyliśmy jednak w cuda i pojawiła się ...........Mieciunia.
|
CZĘŚĆ PIERWSZA
Odcinek 1
(w którym królowa romansu pani Mieciunia spotyka przystojnego ministra)
Wszystko zaczęło się od tego, że pani Mieciunia przypadkiem spostrzegła zagubionego przystojnego ministra. Właściwie nie był to przypadek, chyba że przypadkiem można określić intensywne przeczesywanie okolicznego terenu za pomocą profesjonalnej wojskowej lornetki. Minister nie był też do końca zagubiony ponieważ błąkał się nie po otwartym terenie, ale po ogrodzie otaczającym rezydencję mecenasa Motylińskiego, który graniczył z ogrodem rezydencji pani Mieciuni. Dyskusyjne było też czy był przystojny. Właściwie lepiej pasowałoby określenie spocony, łysiejący i grubawy. Jednak pani Mieciunia była właśnie w trakcie tworzenia kolejnej powieści pod roboczą nazwą „Namiętność w jeżynie kolczastej" i określenie przystojny pasowało do jej twórczej koncepcji.
Wypada w tym momencie wyjaśnić kim była pani Mieciunia i skąd wzięła się u niej rezydencja. Przez większą część swojego sześćdziesięcioletniego życia pani Mieciunia była kobietą pracującą. Urodzona i wychowana w rodzinie robotniczo-chłopskiej po ukończeniu zawodowej szkoły gastronomicznej wykonywała różne prace. Była bufetową w klubie osiedlowym „Radość wielkiej płyty", bufetową w jadłodajni Spółdzielni Inwalidów „Czerwone brygady" i bufetową w barze przydworcowym „Przebudzenie lokomotywy". Bogate doświadczenie zdobyte w ten sposób w obrębie problemów ogólnoludzkich, a szczególnie damsko-męskich wysłuchiwanych godzinami od namolnych klientów usiłujących dostać kolejną setę na kredyt zaowocowało eksplozją jej możliwości twórczych. Eksplozja ta „wytrysnęła w końcu niczym długo powstrzymywany wulkan namiętności" (cytat pani Mieciunia, 'Namiętność w agreście', 2005), „zniewalając jej umysł przeszywającą falą wezbranego morza zmysłów" (cytat pani Mieciunia, 'Namiętność w oście', 2007) i „rozpostarła się niczym burzowa chmura na tle rozgwieżdżonego nieba szczęścia" (cytat pani Mieciunia, 'Namiętność w pokrzywach', 2009)
Krótko mówiąc pani Mieciunia pomyślała, że życie sobie marnuje przesiadując w obskurnych bufetach. Wzięła dwa tygodnie (lewego) zwolnienia, pożyczyła maszynę do pisania i popełniła powieść pod roboczym tytułem „Namietność w bufecie" (później zmienionym na „Namiętność w kaktusach"). Książka ta będąca realistycznym zapisem romansu jaki połączył hrabiego Rodrigo i Zuzię traktorzystkę po odrzuceniu przez 43 wydawnictwa trafiła wreszcie do odpowiedniego wydawcy, a następnie stała się absolutnym hitem księgarskim przynosząc pani Mieciuni sławę, pieniądze i nagrodę Zlotej Cegły dla debiutu roku. Pani Mieciunia porzuciła więc życie bufetowej i pławiła się od tej pory w dostatku, który podtrzymywały regularnie przez nią tworzone kolejne powieści: 'Namiętność w ostach', 'Namiętność w ostrokrzewie', 'Namiętność w malinie kolczastej' i tak dalej.
Wracając do tematu zagubionego Ministra, zaintrygowana pani Mieciunia postanowiła rozpoznać bliżej kim on jest i co robi w ogrodzie mecenasa Motylińskiego. Nałożyła więc fartuch i moherową beretkę, (których maskujący kolor khaki znacznie zwiększał szanse, że zbliży się do Ministra nie zauważona) , a w rękę chwyciła solidną motykę (na wypadek gdyby Minister okazał się agresywny). Wychodząc uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Jej złoty ząb błysnął w jasnym świetle poranka podkreślając urodę brodawki zdobiącej haczykowaty nos. Dziarskim krokiem przekroczyła próg domu.
W następnym odcinku
Jak podejść Ministra? Czy pani Mieciuni wystarczy motyka, czy też będzie musiała sięgnać po bardziej radykalne środki? Czytaj w odcinku drugim.
Wszystko zaczęło się od tego, że pani Mieciunia przypadkiem spostrzegła zagubionego przystojnego ministra. Właściwie nie był to przypadek, chyba że przypadkiem można określić intensywne przeczesywanie okolicznego terenu za pomocą profesjonalnej wojskowej lornetki. Minister nie był też do końca zagubiony ponieważ błąkał się nie po otwartym terenie, ale po ogrodzie otaczającym rezydencję mecenasa Motylińskiego, który graniczył z ogrodem rezydencji pani Mieciuni. Dyskusyjne było też czy był przystojny. Właściwie lepiej pasowałoby określenie spocony, łysiejący i grubawy. Jednak pani Mieciunia była właśnie w trakcie tworzenia kolejnej powieści pod roboczą nazwą „Namiętność w jeżynie kolczastej" i określenie przystojny pasowało do jej twórczej koncepcji.
Wypada w tym momencie wyjaśnić kim była pani Mieciunia i skąd wzięła się u niej rezydencja. Przez większą część swojego sześćdziesięcioletniego życia pani Mieciunia była kobietą pracującą. Urodzona i wychowana w rodzinie robotniczo-chłopskiej po ukończeniu zawodowej szkoły gastronomicznej wykonywała różne prace. Była bufetową w klubie osiedlowym „Radość wielkiej płyty", bufetową w jadłodajni Spółdzielni Inwalidów „Czerwone brygady" i bufetową w barze przydworcowym „Przebudzenie lokomotywy". Bogate doświadczenie zdobyte w ten sposób w obrębie problemów ogólnoludzkich, a szczególnie damsko-męskich wysłuchiwanych godzinami od namolnych klientów usiłujących dostać kolejną setę na kredyt zaowocowało eksplozją jej możliwości twórczych. Eksplozja ta „wytrysnęła w końcu niczym długo powstrzymywany wulkan namiętności" (cytat pani Mieciunia, 'Namiętność w agreście', 2005), „zniewalając jej umysł przeszywającą falą wezbranego morza zmysłów" (cytat pani Mieciunia, 'Namiętność w oście', 2007) i „rozpostarła się niczym burzowa chmura na tle rozgwieżdżonego nieba szczęścia" (cytat pani Mieciunia, 'Namiętność w pokrzywach', 2009)
Krótko mówiąc pani Mieciunia pomyślała, że życie sobie marnuje przesiadując w obskurnych bufetach. Wzięła dwa tygodnie (lewego) zwolnienia, pożyczyła maszynę do pisania i popełniła powieść pod roboczym tytułem „Namietność w bufecie" (później zmienionym na „Namiętność w kaktusach"). Książka ta będąca realistycznym zapisem romansu jaki połączył hrabiego Rodrigo i Zuzię traktorzystkę po odrzuceniu przez 43 wydawnictwa trafiła wreszcie do odpowiedniego wydawcy, a następnie stała się absolutnym hitem księgarskim przynosząc pani Mieciuni sławę, pieniądze i nagrodę Zlotej Cegły dla debiutu roku. Pani Mieciunia porzuciła więc życie bufetowej i pławiła się od tej pory w dostatku, który podtrzymywały regularnie przez nią tworzone kolejne powieści: 'Namiętność w ostach', 'Namiętność w ostrokrzewie', 'Namiętność w malinie kolczastej' i tak dalej.
Wracając do tematu zagubionego Ministra, zaintrygowana pani Mieciunia postanowiła rozpoznać bliżej kim on jest i co robi w ogrodzie mecenasa Motylińskiego. Nałożyła więc fartuch i moherową beretkę, (których maskujący kolor khaki znacznie zwiększał szanse, że zbliży się do Ministra nie zauważona) , a w rękę chwyciła solidną motykę (na wypadek gdyby Minister okazał się agresywny). Wychodząc uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Jej złoty ząb błysnął w jasnym świetle poranka podkreślając urodę brodawki zdobiącej haczykowaty nos. Dziarskim krokiem przekroczyła próg domu.
W następnym odcinku
Jak podejść Ministra? Czy pani Mieciuni wystarczy motyka, czy też będzie musiała sięgnać po bardziej radykalne środki? Czytaj w odcinku drugim.
Odcinek 2
(w którym pani Mieciunia działa na Ministra uspokajająco.)
- A pan to co tu robi – Minister podskoczył nerwowo słysząc skrzekliwy głos za płotu.
Rosnący przy nim żywopłot rozchylił się sprawnie uderzony motyka i minister stanął oko w oko z panią Mieciunią. Porażony jej obliczem, osłoniętym moherowym beretem, po prostu zdębiał.
- Pan się tak nie denerwuje – uśmiechnęła się przyjacielsko pani Mieciunia – ja sąsiadka jestem. – Witam na naszym skromnym osiedlu.- zatoczyła ręką wskazując na wielką jak samolotowy hangar rezydencję mecenasa Motylińskiego, wielką jak samolotowy hangar swoją rezydencję i jeszcze kilka innych rezydencji również wielkich jak samolotowe hangary.
Minister wybełkotał coś niewyraźnie.
- Pan może dziennikarz? – zapytała pani Mieciunia – Wydaje mi się, że ja pana w telewizji kiedyś widziałam.
Minister pokręcił przecząco głową.
- Aktor? Sportowiec? Ksiądz? Ambasador? – pani Mieciunia strzelała pytaniami jak z karabinu
Minister nie odpowiadał
- No to kto? – pani Mieciunia wycelowała w jego kierunku motykę
-Minister – wymamrotał Minister
- Od razu wiedziałam – rozpromieniła się pani Mieciunia – Bo widzi pan ja mam coś takiego w oczach, że jak człowieka zobaczę to już od razu o nim wiem wszystko.
Minister odskoczył, zupełnie jakby chciał zejść z linii przenikliwego wzroku pani Mieciuni.
- Niech pan się nie boi panie ministrze – powiedziała uspokajająco pani Mieciunia
Minister nie wygladał na uspokojonego.
– Autografy może wymienimy dla rozluźnienia?
- Tak oczywiście - Minister westchnał z ulgą
Minister i pani Mieciunia sięgnęli do kieszeni wyciągając z nich notesiki.
- Dla kogo napisać? – zapytał minister
- Przesłodkiej Mieciuni, różanemu kwiatowi urody i geniuszowi literackiemu. A panu?
- Szlachetnemu ojcu narodu i wybitnemu przywódcy
Oboje pochylili się na chwilę nad notesikami.
Pani Mieciunia skończyła pierwsza
– Proszę panie ministrze - podała mu kartkę z zamaszystym podpisem – Ciężko jest być osobą publiczną - zagaiła przyjaźnie
- Ciężko – odparł Minister – I strasznie to męczące
- Te stada histerycznych fanów – westchnęła pani Mieciunia
- I histerycznych wrogów politycznych - dodał Minister
- Dlaczego histerycznych? – zaciekawiła się pani Mieciunia
- Sam nie wiem – odparł Minister – tak jakoś mi się powiedziało.
- Rozumiem – pokiwała głową pani Mieciunia – To pewnie ze stresu i ciężaru swojej roli publicznej
- Właśnie – mruknął Minister
Na chwilę zapanowała cisza
- I ci dziennikarze – odezwała się w końcu pani Mieciunia – Pan też nie może opędzić się od tych pijawek?
- Dziennikarze, reporterzy, paparazzi – ożywił się Minister – Widzi pani – pokazał na lewy oczodół – Tu jeszcze gwiazdy widzę jak jeden mi pstryknął fleszem w zeszły czwartek.
- Okropne – pokiwała głową pani Mieciunia
W tym momencie na pobliskiej wieży ratusza zaczął bić zegar.
- Już dwunasta – przestraszył się Minister – Spóźniony jestem. Muszę absolutnie uciekać. Ważne sprawy państwowe, rozumie pani.
- Do widzenia - uśmiechnęła się ze zrozumieniem pani Mieciunia – Miło było spotkać
- Mnie również –odkłonił się Minister – Musimy jeszcze kiedyś porozmawiać. To miło jak spotyka się osobę na poziomie ze zrozumieniem dla ciężaru statusu publicznego celebryta.
Pani Mieciunia ruszyła z powrotem w kierunku domu. Ledwie zdołała zrobić kilka kroków, kiedy okazała ptasia kupa wylądowała u jej stóp. Pani Mieciunia podniosła głowę i pogroziła motyką wielkiemu ptaszysku unoszącemu się wysoko w powietrzu.
W następnym odcinku
Dowiemy się z kim pani Mieciunia spotkała się w tajnym SPA oraz poznamy tajniki robienia wielkiego biznesu w Mącidole Małym.
- A pan to co tu robi – Minister podskoczył nerwowo słysząc skrzekliwy głos za płotu.
Rosnący przy nim żywopłot rozchylił się sprawnie uderzony motyka i minister stanął oko w oko z panią Mieciunią. Porażony jej obliczem, osłoniętym moherowym beretem, po prostu zdębiał.
- Pan się tak nie denerwuje – uśmiechnęła się przyjacielsko pani Mieciunia – ja sąsiadka jestem. – Witam na naszym skromnym osiedlu.- zatoczyła ręką wskazując na wielką jak samolotowy hangar rezydencję mecenasa Motylińskiego, wielką jak samolotowy hangar swoją rezydencję i jeszcze kilka innych rezydencji również wielkich jak samolotowe hangary.
Minister wybełkotał coś niewyraźnie.
- Pan może dziennikarz? – zapytała pani Mieciunia – Wydaje mi się, że ja pana w telewizji kiedyś widziałam.
Minister pokręcił przecząco głową.
- Aktor? Sportowiec? Ksiądz? Ambasador? – pani Mieciunia strzelała pytaniami jak z karabinu
Minister nie odpowiadał
- No to kto? – pani Mieciunia wycelowała w jego kierunku motykę
-Minister – wymamrotał Minister
- Od razu wiedziałam – rozpromieniła się pani Mieciunia – Bo widzi pan ja mam coś takiego w oczach, że jak człowieka zobaczę to już od razu o nim wiem wszystko.
Minister odskoczył, zupełnie jakby chciał zejść z linii przenikliwego wzroku pani Mieciuni.
- Niech pan się nie boi panie ministrze – powiedziała uspokajająco pani Mieciunia
Minister nie wygladał na uspokojonego.
– Autografy może wymienimy dla rozluźnienia?
- Tak oczywiście - Minister westchnał z ulgą
Minister i pani Mieciunia sięgnęli do kieszeni wyciągając z nich notesiki.
- Dla kogo napisać? – zapytał minister
- Przesłodkiej Mieciuni, różanemu kwiatowi urody i geniuszowi literackiemu. A panu?
- Szlachetnemu ojcu narodu i wybitnemu przywódcy
Oboje pochylili się na chwilę nad notesikami.
Pani Mieciunia skończyła pierwsza
– Proszę panie ministrze - podała mu kartkę z zamaszystym podpisem – Ciężko jest być osobą publiczną - zagaiła przyjaźnie
- Ciężko – odparł Minister – I strasznie to męczące
- Te stada histerycznych fanów – westchnęła pani Mieciunia
- I histerycznych wrogów politycznych - dodał Minister
- Dlaczego histerycznych? – zaciekawiła się pani Mieciunia
- Sam nie wiem – odparł Minister – tak jakoś mi się powiedziało.
- Rozumiem – pokiwała głową pani Mieciunia – To pewnie ze stresu i ciężaru swojej roli publicznej
- Właśnie – mruknął Minister
Na chwilę zapanowała cisza
- I ci dziennikarze – odezwała się w końcu pani Mieciunia – Pan też nie może opędzić się od tych pijawek?
- Dziennikarze, reporterzy, paparazzi – ożywił się Minister – Widzi pani – pokazał na lewy oczodół – Tu jeszcze gwiazdy widzę jak jeden mi pstryknął fleszem w zeszły czwartek.
- Okropne – pokiwała głową pani Mieciunia
W tym momencie na pobliskiej wieży ratusza zaczął bić zegar.
- Już dwunasta – przestraszył się Minister – Spóźniony jestem. Muszę absolutnie uciekać. Ważne sprawy państwowe, rozumie pani.
- Do widzenia - uśmiechnęła się ze zrozumieniem pani Mieciunia – Miło było spotkać
- Mnie również –odkłonił się Minister – Musimy jeszcze kiedyś porozmawiać. To miło jak spotyka się osobę na poziomie ze zrozumieniem dla ciężaru statusu publicznego celebryta.
Pani Mieciunia ruszyła z powrotem w kierunku domu. Ledwie zdołała zrobić kilka kroków, kiedy okazała ptasia kupa wylądowała u jej stóp. Pani Mieciunia podniosła głowę i pogroziła motyką wielkiemu ptaszysku unoszącemu się wysoko w powietrzu.
W następnym odcinku
Dowiemy się z kim pani Mieciunia spotkała się w tajnym SPA oraz poznamy tajniki robienia wielkiego biznesu w Mącidole Małym.
Odcinek 3
(w którym pani Mieciunia udaje sie na spotkanie tajnego stowarzyszenia i tajnego SPA w jednym, a narrator uchyla tajna kurtynę osłaniającą sfery biznesowe Macidolka Małego).
Jak w każdą środę pani Mieciunia zaraz po obiedzie udała się na zebranie Kółka Postepu Rolniczego. Kółko Postępu Rolniczego było inwestycją Krasnoludex Holding na potrzeby odpisów podatkowych. Krasnoludex Holding był powszechnie szanowanym koncernem zaspokajającym w zakresie krasnoludków ogrodowych potrzeby ludności Europy (82% udziałów w rynku), Ameryki Północnej i Południowej (67% udziałów w rynku), Azji (75% udziału w rynku) i Afryki (11% udziału w rynku, ale z tendencją rosnącą)
Historia Krasnoludexu była przykładem biznesowego sukcesu. Ziuta i Hieronim Krasnoludkiewiczowie założyli na początku prężną firmę eksportowo-importową, skierowaną na wschód i generującą już od początku swojego istnienia imponujący obrót 40 plecaków fajek i 103 półlitrówek wódki rocznie. Po krótkim, ale burzliwym okresie rozwoju firmy, który w rodzinie Krasnoludkiewiczów wspominany jest jako „Dwie doby przestane przez Ziutę na przejściu granicznym bez toalety", „Miesiąc kiedy Hieronimowi skonfiskowano paszport" firma weszła w fazę głębokiej stabilizacji i posiadania szczęk na bazarze „Manhattan". Kolejne próby ekspansji do branży spożywczej (buda z zapiekankami) i tekstylnej (obwoźna sprzedaż swetrów z własnego importu) zakończył się niepowodzeniem i wydawało się, że firma Krasnoludex na zawsze ugrzęźnie w sektorze małych i średnich firm, kiedy do pracy w firmie włączył się Hieronim Junior. Ten obiecujący młody człowiek, które całe swoje dzieciństwo spędził poznając importowo-eksportowy biznes od podszewki, a pierwsze słowa których się nauczył brzmiały „Panie celniku w tej torbie naprawdę nie ma nic poza moim misiem" wniósł do Krasnoludexu prawdziwy powiew świeżości i dynamizmu.
Oczywiście nie bez znaczenia były też jego znajomości. Serdeczny kolega z podwórka późniejszy Marian D. pseudonim Żyleta i siedzący w nim w jednej ławce późniejszy Karol C. pseudonim Bomba pokazali mu nowe drogi rozwoju firmy. Zaawansowane techniki perswazji, które opanował już po kilku miesiącach zaowocowały napływem nowych kontrahentów, głęboko zainteresowanych usługami ochroniarskimi które zaczął dostarczać Junior.
Tak minęło kolejnych kilka lat w czasie których firma Krasnoludex rozrosła się ze szczęk na bazarze do kilku bazarów (w tym jeden murowany), willi z basenem i wypasionej czarnej fury.
Wtedy nastąpił nieoczekiwany kryzys. Po niespodziewanym nocnym nalocie policji Junior znalazł się w mało komfortowej celi, nie za bardzo rozumiejąc co się stało. Trochę rozjaśniło mu się gdy nad ranem drzwi celi otworzyły się i zobaczył w nich pryszczata mordę kolegi z dawnej szkoły, Bożydara J. pseudonim Pimpuś, wstrętnego kujona i skarżypyty, którego kiedyś zamknął nago pod damskim prysznicem na basenie. Okazało się, że Bozydar J. pamięta ten drobny żart, a ponadto jest prokuratorem.
Prokurator Bożydar J. z mściwą satysfakcję postawił Juniorowi absurdalne oskarżenie udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i mimo najęcia trzech kosztownych adwokatów doprowadził do jego skazania na 6 lat pobytu w zakładzie karnym bez możliwości zwolnienia warunkowego.
W tym momencie wydawało się, że przyszłość zarówno Krasnoludexu jak i Juniora jest skończona. Jednak nic podobnego się nie zdarzyło. Junior nie marnował czasu spędzonego w zakładzie karnym we Wróblach, który wspominał później pieszczotliwie jako moje MBA. Cenne znajomości i wykwintne tatuaże, które nabył w tym czasie miały już wkrótce zaprocentować. Prowadząc zza krat biznes przy pomocy telefonu i skorumpowanych strażników zdołał przekształcić Krasnoludex w prężnie działającą, zarejestrowaną na matkę, firmę, która pędziła jak rakieta ścieżką dynamicznego rozwoju. Kiedy Junior opuszczał zakład karny Krasnoludex skupiał już 3 spółki matki i 14 spółek córek w całości należących do Ziuty Krasnoludkiewiczowej. Po namysle Junior postanowił nie zmieniac tego, oficjalnie zadowalając się w Krasnoludexie pozycją ciecia (na jego zatrudnienie, jako byłego więźnia, przysługiwała firmie dotacja z Demokratycznej Unii Południowej i Północnej Atlantydy).
W następnym odcinku
Poznamy pozostałe elity Mącidoła Małego oraz kilka cennych wskazówek na tematy matrymonialne.
Jak w każdą środę pani Mieciunia zaraz po obiedzie udała się na zebranie Kółka Postepu Rolniczego. Kółko Postępu Rolniczego było inwestycją Krasnoludex Holding na potrzeby odpisów podatkowych. Krasnoludex Holding był powszechnie szanowanym koncernem zaspokajającym w zakresie krasnoludków ogrodowych potrzeby ludności Europy (82% udziałów w rynku), Ameryki Północnej i Południowej (67% udziałów w rynku), Azji (75% udziału w rynku) i Afryki (11% udziału w rynku, ale z tendencją rosnącą)
Historia Krasnoludexu była przykładem biznesowego sukcesu. Ziuta i Hieronim Krasnoludkiewiczowie założyli na początku prężną firmę eksportowo-importową, skierowaną na wschód i generującą już od początku swojego istnienia imponujący obrót 40 plecaków fajek i 103 półlitrówek wódki rocznie. Po krótkim, ale burzliwym okresie rozwoju firmy, który w rodzinie Krasnoludkiewiczów wspominany jest jako „Dwie doby przestane przez Ziutę na przejściu granicznym bez toalety", „Miesiąc kiedy Hieronimowi skonfiskowano paszport" firma weszła w fazę głębokiej stabilizacji i posiadania szczęk na bazarze „Manhattan". Kolejne próby ekspansji do branży spożywczej (buda z zapiekankami) i tekstylnej (obwoźna sprzedaż swetrów z własnego importu) zakończył się niepowodzeniem i wydawało się, że firma Krasnoludex na zawsze ugrzęźnie w sektorze małych i średnich firm, kiedy do pracy w firmie włączył się Hieronim Junior. Ten obiecujący młody człowiek, które całe swoje dzieciństwo spędził poznając importowo-eksportowy biznes od podszewki, a pierwsze słowa których się nauczył brzmiały „Panie celniku w tej torbie naprawdę nie ma nic poza moim misiem" wniósł do Krasnoludexu prawdziwy powiew świeżości i dynamizmu.
Oczywiście nie bez znaczenia były też jego znajomości. Serdeczny kolega z podwórka późniejszy Marian D. pseudonim Żyleta i siedzący w nim w jednej ławce późniejszy Karol C. pseudonim Bomba pokazali mu nowe drogi rozwoju firmy. Zaawansowane techniki perswazji, które opanował już po kilku miesiącach zaowocowały napływem nowych kontrahentów, głęboko zainteresowanych usługami ochroniarskimi które zaczął dostarczać Junior.
Tak minęło kolejnych kilka lat w czasie których firma Krasnoludex rozrosła się ze szczęk na bazarze do kilku bazarów (w tym jeden murowany), willi z basenem i wypasionej czarnej fury.
Wtedy nastąpił nieoczekiwany kryzys. Po niespodziewanym nocnym nalocie policji Junior znalazł się w mało komfortowej celi, nie za bardzo rozumiejąc co się stało. Trochę rozjaśniło mu się gdy nad ranem drzwi celi otworzyły się i zobaczył w nich pryszczata mordę kolegi z dawnej szkoły, Bożydara J. pseudonim Pimpuś, wstrętnego kujona i skarżypyty, którego kiedyś zamknął nago pod damskim prysznicem na basenie. Okazało się, że Bozydar J. pamięta ten drobny żart, a ponadto jest prokuratorem.
Prokurator Bożydar J. z mściwą satysfakcję postawił Juniorowi absurdalne oskarżenie udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i mimo najęcia trzech kosztownych adwokatów doprowadził do jego skazania na 6 lat pobytu w zakładzie karnym bez możliwości zwolnienia warunkowego.
W tym momencie wydawało się, że przyszłość zarówno Krasnoludexu jak i Juniora jest skończona. Jednak nic podobnego się nie zdarzyło. Junior nie marnował czasu spędzonego w zakładzie karnym we Wróblach, który wspominał później pieszczotliwie jako moje MBA. Cenne znajomości i wykwintne tatuaże, które nabył w tym czasie miały już wkrótce zaprocentować. Prowadząc zza krat biznes przy pomocy telefonu i skorumpowanych strażników zdołał przekształcić Krasnoludex w prężnie działającą, zarejestrowaną na matkę, firmę, która pędziła jak rakieta ścieżką dynamicznego rozwoju. Kiedy Junior opuszczał zakład karny Krasnoludex skupiał już 3 spółki matki i 14 spółek córek w całości należących do Ziuty Krasnoludkiewiczowej. Po namysle Junior postanowił nie zmieniac tego, oficjalnie zadowalając się w Krasnoludexie pozycją ciecia (na jego zatrudnienie, jako byłego więźnia, przysługiwała firmie dotacja z Demokratycznej Unii Południowej i Północnej Atlantydy).
W następnym odcinku
Poznamy pozostałe elity Mącidoła Małego oraz kilka cennych wskazówek na tematy matrymonialne.
Odcinek 4
(w którym narrator uchyla tajna kurtynę osłaniającą sfery arystokracji Macidolka Małego).
Wracając do Kółka Postępu Rolniczego. Jakieś 5 lat wcześniej główny księgowy Krasnoludexu, (znany wcześniej jako Marian D, pseudonim Żyleta) postanowił uciekając od podatków zainwestować fundację o charakterze wyznaniowo-charytatywnym. W tym celu zabudował posiadaną przez siebie działkę w samym centrum Mącidołka Małego budynkiem będącym wierną kopią Taj-Mahal (tylko większym), przekazując go w wieczyste użytkowanie fundacji charytatywnej „Kopniak Krasnoluda", którego prezesem, zarządem i radą nadzorczą w jednej osobie była Ziuta Krasnoludkiewiczowa. Ziuta postanowiła urządzić w środku Country Business Club z profesjonalnym SPA, ale ponieważ ten profil działalności nie pasował do statutu fundacji wyznaniowo-charytatywnej „Kopniak Krasnoluda" nazwa zostałą szybko zmieniona na Kółko Postępu Rolniczego (a zakres działalności pozostał ten sam).
W każdą środę w Kółku Postepu Rolniczego spotykała się więc śmietanka towarzyska Mącidołka Małego składająca się z Ziuty Krasnoludkiewiczowej, pani Mieciuni i Genoveffy Carter von Zaleffsky.
Wypada wspomnieć w tym miejscu kilka słów o Genoveffie Carter von Zaleffsky. Ta czcigodna dama rozpoczęła swoją karierę na światowych salonach jakieś 50 lat temu natychmiast po opuszczeniu ekskluzywnej szkoły dla panien z dobrych domów. Złośliwa plotka, że pannę Genoveffę ze szkoły po prostu wywalono za tak zwane nieobyczajne prowadzenie, nie przeszkodziło jej to w pojawieniu się na rozpoczynającym sezon balu debiutantek, gdzie wywarła oszałamiające wrażenie na wszystkich a zwłaszcza na podstarzałym angielskim arystokracie niejakim lordzie Carterze, który wkrótce został jej pierwszym mężem. Związek ten przetrwał szczęśliwie kilka miesięcy i zakończył zejściem z tego świata lorda Cartera na skutek zawału, zostawiając młodą wdowę obarczoną wymagającym remontów, walącym się zamkiem i służbą która w całości należała do dwóch zwalczających się wzajemnie związków zawodowych. Genoveffa ruszyła więc na poszukiwanie środków do życia, które odnalazła w postaci arabskiego szejka, który wkrótce stał się jej drugim mężem, a ona jego trzecią żoną. Niestety małżeństwo to zakończyło się wkrótce rozwodem z powodu niezgodności charakterów pomiędzy Genoveffą i żonami szejka numer 1 i 2. W kolejnych latach Genoveffa zawierała kolejne związki małżeńskie z rosyjskim dygnitarzem, francuskim artystą, włoskim mafiosem i innymi, aż wreszcie znużona światowym zgiełkiem osiadła w Mącidołku Małym utrzymując się ze skromnych alimentów, które ledwie starczały na pokrycie kosztów utrzymania jej rezydencji, dwóch koni, trzech samochodów i helikoptera.
W następnym odcinku
Akcja zacznie toczyć się bystro, a dyskusja toczyła się będzie głównie wokół różnych sposobów wydawania pieniędzy.
Wracając do Kółka Postępu Rolniczego. Jakieś 5 lat wcześniej główny księgowy Krasnoludexu, (znany wcześniej jako Marian D, pseudonim Żyleta) postanowił uciekając od podatków zainwestować fundację o charakterze wyznaniowo-charytatywnym. W tym celu zabudował posiadaną przez siebie działkę w samym centrum Mącidołka Małego budynkiem będącym wierną kopią Taj-Mahal (tylko większym), przekazując go w wieczyste użytkowanie fundacji charytatywnej „Kopniak Krasnoluda", którego prezesem, zarządem i radą nadzorczą w jednej osobie była Ziuta Krasnoludkiewiczowa. Ziuta postanowiła urządzić w środku Country Business Club z profesjonalnym SPA, ale ponieważ ten profil działalności nie pasował do statutu fundacji wyznaniowo-charytatywnej „Kopniak Krasnoluda" nazwa zostałą szybko zmieniona na Kółko Postępu Rolniczego (a zakres działalności pozostał ten sam).
W każdą środę w Kółku Postepu Rolniczego spotykała się więc śmietanka towarzyska Mącidołka Małego składająca się z Ziuty Krasnoludkiewiczowej, pani Mieciuni i Genoveffy Carter von Zaleffsky.
Wypada wspomnieć w tym miejscu kilka słów o Genoveffie Carter von Zaleffsky. Ta czcigodna dama rozpoczęła swoją karierę na światowych salonach jakieś 50 lat temu natychmiast po opuszczeniu ekskluzywnej szkoły dla panien z dobrych domów. Złośliwa plotka, że pannę Genoveffę ze szkoły po prostu wywalono za tak zwane nieobyczajne prowadzenie, nie przeszkodziło jej to w pojawieniu się na rozpoczynającym sezon balu debiutantek, gdzie wywarła oszałamiające wrażenie na wszystkich a zwłaszcza na podstarzałym angielskim arystokracie niejakim lordzie Carterze, który wkrótce został jej pierwszym mężem. Związek ten przetrwał szczęśliwie kilka miesięcy i zakończył zejściem z tego świata lorda Cartera na skutek zawału, zostawiając młodą wdowę obarczoną wymagającym remontów, walącym się zamkiem i służbą która w całości należała do dwóch zwalczających się wzajemnie związków zawodowych. Genoveffa ruszyła więc na poszukiwanie środków do życia, które odnalazła w postaci arabskiego szejka, który wkrótce stał się jej drugim mężem, a ona jego trzecią żoną. Niestety małżeństwo to zakończyło się wkrótce rozwodem z powodu niezgodności charakterów pomiędzy Genoveffą i żonami szejka numer 1 i 2. W kolejnych latach Genoveffa zawierała kolejne związki małżeńskie z rosyjskim dygnitarzem, francuskim artystą, włoskim mafiosem i innymi, aż wreszcie znużona światowym zgiełkiem osiadła w Mącidołku Małym utrzymując się ze skromnych alimentów, które ledwie starczały na pokrycie kosztów utrzymania jej rezydencji, dwóch koni, trzech samochodów i helikoptera.
W następnym odcinku
Akcja zacznie toczyć się bystro, a dyskusja toczyła się będzie głównie wokół różnych sposobów wydawania pieniędzy.
Odcinek 5
(w którym po uchyleniu szeregu tejemnic przechodzi sie wreszcie do akcji oraz tajnego planu pani Mieciuni i jej koleżanek)
Wracając do Kółka Postępu Rolniczego po raz kolejny. Kiedy pani Mieciunia przywiązała łańcuchem swój rower do latarni i przekroczyła progi imponującej siedziby Kółka Postępu Rolniczego zarówno Genoveffa jak i Ziuta były już na miejscu z zaangażowaniem dyskutując na temat planowanej akcji charytatywnej.
- Ustawimy stoliki na placu dookoła ratusza. Czteroosobowe i będziemy kasować po 5 tysiaków od głowy – mówiła Ziuta
- Dokładnie – dodała Genoveffa – Zaserwujemy kawior, szampan i wędzonego łososia.
- Kelnerzy mówiący po francusku
- Białe obrusy, świeże orchidee na każdym stole i srebrna zastawa.
- Postawimy estradę wielkości stadionu.
- Nie zmieści się. Ratusz przeszkadza.
- To go zburzymy. I zaprosimy światowej sławy gwiazdy. Ten nowy boys band i może jakiegoś tenora.
Obie zamilkły rozkoszując się swoją elegancką i elitarną wizją
- Witajcie moje kochane – pani Mieciunia wtrąciła się korzystając z chwili milczenia.
- Mieciuniu moja słodka – wykrzyknęła Genoveffa.
- Dobrze, że jesteś - zawtórowała jej Ziuta – słyszałaś jak to dobrze wymyśliłyśmy?
- Słyszałam – kiwnęła głową Mieciunia – Jesteście wspaniałe, a to co wymyśliłyście bardzo eleganckie i elitarne. Na co w tym roku właściwie będziemy zbierać?
Ziuta i Genoveffa spojrzały na siebie niepewnie.
- Właściwie nie zastanawiałyśmy się jeszcze – bąknęła Ziuta
- Może na bezdomne koty? - zasugerowała Genoveffa
- Koty mają pchły i drapią – skrzywiła się Mieciunia
- No to bezdomne dzieci – odezwała się Ziuta
- Tak samo jak koty, a nawet jeszcze gorzej – odparła Genoveffa
- Kloszardów?
- Śmierdzą
- Powodzian?
- W telewizji mówili, że tym roku w całym kraju panuje susza
- Renowację zabytków?
- Żadnych zabytków – warknęła Genoveffa, która do tej pory miała uraz po zamku lorda Cartera.
- Dziewczyny, dlaczego tak ciężko jest zorganizować jakąś akcję charytatywną – jąknęła Ziuta – Czy już nikt w tym kraju nie potrzebuje naszej pomocy?
W tym momencie do drzwi rozległo się ciche pukanie.
W kolejnym odcinku:
Dowiemy się kto niespodziewanie wkroczył do siedziby Kółka Postępu Rolniczego i dlaczego zażądał pieniędzy- czyli niespodziewana konfrontacja z Honoratą i jej puszką.
Wracając do Kółka Postępu Rolniczego po raz kolejny. Kiedy pani Mieciunia przywiązała łańcuchem swój rower do latarni i przekroczyła progi imponującej siedziby Kółka Postępu Rolniczego zarówno Genoveffa jak i Ziuta były już na miejscu z zaangażowaniem dyskutując na temat planowanej akcji charytatywnej.
- Ustawimy stoliki na placu dookoła ratusza. Czteroosobowe i będziemy kasować po 5 tysiaków od głowy – mówiła Ziuta
- Dokładnie – dodała Genoveffa – Zaserwujemy kawior, szampan i wędzonego łososia.
- Kelnerzy mówiący po francusku
- Białe obrusy, świeże orchidee na każdym stole i srebrna zastawa.
- Postawimy estradę wielkości stadionu.
- Nie zmieści się. Ratusz przeszkadza.
- To go zburzymy. I zaprosimy światowej sławy gwiazdy. Ten nowy boys band i może jakiegoś tenora.
Obie zamilkły rozkoszując się swoją elegancką i elitarną wizją
- Witajcie moje kochane – pani Mieciunia wtrąciła się korzystając z chwili milczenia.
- Mieciuniu moja słodka – wykrzyknęła Genoveffa.
- Dobrze, że jesteś - zawtórowała jej Ziuta – słyszałaś jak to dobrze wymyśliłyśmy?
- Słyszałam – kiwnęła głową Mieciunia – Jesteście wspaniałe, a to co wymyśliłyście bardzo eleganckie i elitarne. Na co w tym roku właściwie będziemy zbierać?
Ziuta i Genoveffa spojrzały na siebie niepewnie.
- Właściwie nie zastanawiałyśmy się jeszcze – bąknęła Ziuta
- Może na bezdomne koty? - zasugerowała Genoveffa
- Koty mają pchły i drapią – skrzywiła się Mieciunia
- No to bezdomne dzieci – odezwała się Ziuta
- Tak samo jak koty, a nawet jeszcze gorzej – odparła Genoveffa
- Kloszardów?
- Śmierdzą
- Powodzian?
- W telewizji mówili, że tym roku w całym kraju panuje susza
- Renowację zabytków?
- Żadnych zabytków – warknęła Genoveffa, która do tej pory miała uraz po zamku lorda Cartera.
- Dziewczyny, dlaczego tak ciężko jest zorganizować jakąś akcję charytatywną – jąknęła Ziuta – Czy już nikt w tym kraju nie potrzebuje naszej pomocy?
W tym momencie do drzwi rozległo się ciche pukanie.
W kolejnym odcinku:
Dowiemy się kto niespodziewanie wkroczył do siedziby Kółka Postępu Rolniczego i dlaczego zażądał pieniędzy- czyli niespodziewana konfrontacja z Honoratą i jej puszką.
Odcinek 6
(w którym ma miejsce niespodziewana konfrontacja z Honorata i jej puszką).
- Wejść – krzyknęła Mieciunia
Drzwi uchyliły się powoli i oczom Mieciuni, Ziuty i Genoveffy ukazała stojąca na progu młoda dziewczyna. Wyglądała na studentkę. Włosy miała zaplecione w dwa warkoczyki, okulary na nosie i ubiór skromny.W ręku ściskała puszkę w jaką zwykle zbiera się datki.
- Dzień dobry – powiedziała nieśmiało dziewczyna - nazywam się Honorata Kowalska i przychodzę w związku z akcją społeczną „Nowa świetlista droga" czy zechciałyby mi panie poświęcić chwilę czasu?
Największym refleksem wykazała się pani Mieciunia.
- Mówisz w związku z akcją społeczną, dziecko? – zapytała błyskając złotym zębem i złotym Rolexem.
- Tak – pisnęła Honorata
- Czyli zbierasz na coś?
Honorata kiwnęła głową
- To świetnie. Chodź dziecko tu zaraz – wykrzyknęła Ziuta – Siadaj. Kawa? Herbata? Woda mineralna?
- Dziękuję. Ja tylko na chwilę – Honorata wbiła wzrok w ziemię.
- Nie gadaj głupstw – prychnęła Mieciunia – Skoro już przyszłaś posiedź z nami trochę.
- Dobrze – Honorata posłusznie przysiadła na skraju fotela.
- Genia – Ziuta mrugnęła dyskretnie do Genoveffy – Przygotuj no zestaw rozluźniający. Tak jak cię w tej twojej szwajcarskiej szkole uczyli.
Genoveffa uśmiechnęła się porozumiewawczo i pochyliła nad podręcznym barkiem.
Tymczasem Mieciunia prowadziła dalej konwersację z Honoratą.
- To co to jest ta „Nowa świetlista droga" dziecko?
Honorata przełknęła ślinę. – To bardzo ważna akcja społeczna proszę pani. Pozwalająca na powrót do społeczeństwa jego zagubionych i wymagających pomocy jednostek.
- Czyli jakich? – zapytała Ziuta
- Seryjnych morderców – powiedziała Honorata.
Mieciunia otworzyła szeroko usta, Ziuta wybałuszyła oczy, a od strony barku rozległ się szczęk tłuczonego szkła.
Pierwsze odzyskała głos Ziuta – Dziecko, co wy robicie z seryjnymi mordercami w ramach tej waszej Świetlistej Drogi? – zapytała podejrzliwie
- Uwalniamy i kierujemy do adopcji – odparła Honorata.
W barku zadźwięczało tłuczone szkło.
- Gienia – krzyknęła w tamtym kierunku Ziuta – Zostaw już ten koniak. Kosztuje dwa tysiaki za flaszkę.
W kolejnym odcinku
Czy Honorata zdoła wypełnic swoją misję? Jakie foirmalności trzeba spełnić, żeby zaadoptować seryjnego mordercę? Co zrobi pani Mieciunia?
- Wejść – krzyknęła Mieciunia
Drzwi uchyliły się powoli i oczom Mieciuni, Ziuty i Genoveffy ukazała stojąca na progu młoda dziewczyna. Wyglądała na studentkę. Włosy miała zaplecione w dwa warkoczyki, okulary na nosie i ubiór skromny.W ręku ściskała puszkę w jaką zwykle zbiera się datki.
- Dzień dobry – powiedziała nieśmiało dziewczyna - nazywam się Honorata Kowalska i przychodzę w związku z akcją społeczną „Nowa świetlista droga" czy zechciałyby mi panie poświęcić chwilę czasu?
Największym refleksem wykazała się pani Mieciunia.
- Mówisz w związku z akcją społeczną, dziecko? – zapytała błyskając złotym zębem i złotym Rolexem.
- Tak – pisnęła Honorata
- Czyli zbierasz na coś?
Honorata kiwnęła głową
- To świetnie. Chodź dziecko tu zaraz – wykrzyknęła Ziuta – Siadaj. Kawa? Herbata? Woda mineralna?
- Dziękuję. Ja tylko na chwilę – Honorata wbiła wzrok w ziemię.
- Nie gadaj głupstw – prychnęła Mieciunia – Skoro już przyszłaś posiedź z nami trochę.
- Dobrze – Honorata posłusznie przysiadła na skraju fotela.
- Genia – Ziuta mrugnęła dyskretnie do Genoveffy – Przygotuj no zestaw rozluźniający. Tak jak cię w tej twojej szwajcarskiej szkole uczyli.
Genoveffa uśmiechnęła się porozumiewawczo i pochyliła nad podręcznym barkiem.
Tymczasem Mieciunia prowadziła dalej konwersację z Honoratą.
- To co to jest ta „Nowa świetlista droga" dziecko?
Honorata przełknęła ślinę. – To bardzo ważna akcja społeczna proszę pani. Pozwalająca na powrót do społeczeństwa jego zagubionych i wymagających pomocy jednostek.
- Czyli jakich? – zapytała Ziuta
- Seryjnych morderców – powiedziała Honorata.
Mieciunia otworzyła szeroko usta, Ziuta wybałuszyła oczy, a od strony barku rozległ się szczęk tłuczonego szkła.
Pierwsze odzyskała głos Ziuta – Dziecko, co wy robicie z seryjnymi mordercami w ramach tej waszej Świetlistej Drogi? – zapytała podejrzliwie
- Uwalniamy i kierujemy do adopcji – odparła Honorata.
W barku zadźwięczało tłuczone szkło.
- Gienia – krzyknęła w tamtym kierunku Ziuta – Zostaw już ten koniak. Kosztuje dwa tysiaki za flaszkę.
W kolejnym odcinku
Czy Honorata zdoła wypełnic swoją misję? Jakie foirmalności trzeba spełnić, żeby zaadoptować seryjnego mordercę? Co zrobi pani Mieciunia?
Odcinek 7
(w którym Mieciunia, Ziuta i Genoveffa rozważają mozliwości adopcji).
- Adopcji? – zapytała z lekkim niedowierzaniem Mieciunia – Jak można zaadoptować seryjnego mordercę?
- Bardzo prosto - ożywiła się Honorata – Mamy specjalną stronę internetową na której umieszczamy ogłoszenia o seryjnych mordercach, którzy są aktualnie dostępni do adopcji. Mamy dwa typu adopcji. Wirtualna czyli wpłaca pani co miesiąc datki na utrzymanie danego seryjnego mordercy – Honorata potrząsnęła trzymaną w ręku puszką – albo adopcja pełna, kiedy zabiera pani seryjnego mordercę do swojego domu na stałe. Oczywiście najpierw sprawdzamy warunki i musi pani podpisać specjalną umowę adopcyjną w której zobowiazuje się pani że zapewni seryjnemu mordercy odpowiednie warunki.
- Warunki do czego? – zapytała Ziuta
- Rozwoju swojej osobowości oczywiście – odparła Honorata – To jest proszę pani bardzo ważne, żeby każdy seryjny morderca miał warunki do rozwoju swojej osobowości.
Mieciunia, Ziuta i Genoveffa przez chwilę patrzyły na nia w milczeniu.
- To co – zapytała zachęcająco Honorata – Czy wspomoga panie naszą szlachetną akcję „Nowa świetlista droga"
Ziuta wzięła głęboki oddech – Absolutnie nie – powiedziała – Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Niezależnie od tego jak zdesperowana jestem, żeby zorganizować w przyszłym miesiącu full wypas przyjecie charytatywne NIE! Wolę już zbierać na swój pogrzeb.
- Ale…- zaczęła Honorata
- Żadnego ale…- ucięła Ziuta – Jestem biedna emerytka z synem bezrobotnym cieciem na utrzymaniu.
- Może pani? – Honorata zwróciła się do Mieciuni.
Mieciunia uśmiechnęła się rozbrajająco – Duchowo jestem z tobą dziecko, ale niestety moja wrażliwość nie pozwala na aktywne zaangażowanie się w ten temat. A poza tym jako artystka robię w romansie, a nie kryminale.
Honorata spojrzała na Genoveffę.
- Sorry. Ja nie rozumieć miejscowa mowa – powiedziała Genoveffa.
Honorata westchnęła ciężko – Rozumiem. Dziękuję za uwagę – podniosła się z fotela i ruszyła do wyjścia. – Gdyby panie jednak zmieniły zdanie to zostawię wizytówkę – położyła na stole lekko wymiety kawałek papieru.
- Gienia, przygotuj no zestaw rozluźniający – powiedziała Ziuta gdy tylko drzwi zamknęły się za Honoratą – Dla mnie. Podwójna porcja.
Godzinę później pani Mieciunia opuściła Kółko Postępu Rolniczego. Podchodząc do swojego przywiązanego do latarni roweru stanęła jak wryta.
- No nie – wykrzyknęła – To już piąty raz w tym tygodniu.
Na siodełku leżała wielka ptasia kupa.
Mieciunia wyciągnęła pieść i pomachała nią w kierunku krażącego wysoko na niebie ptaka.
- Coś trzeba z tym zrobić – mruknęła pod nosem.
W kolejnym odcinku.
Jak prosta kupa może wpłynąć na skomplikowane losy świata czyli pani Mieciunia rusza do zdecydowanej akcji. Już w sobotę odcinek ósmy w którym dowiemy się jak działają lokalne urzędy w Mącidole Małym.
- Adopcji? – zapytała z lekkim niedowierzaniem Mieciunia – Jak można zaadoptować seryjnego mordercę?
- Bardzo prosto - ożywiła się Honorata – Mamy specjalną stronę internetową na której umieszczamy ogłoszenia o seryjnych mordercach, którzy są aktualnie dostępni do adopcji. Mamy dwa typu adopcji. Wirtualna czyli wpłaca pani co miesiąc datki na utrzymanie danego seryjnego mordercy – Honorata potrząsnęła trzymaną w ręku puszką – albo adopcja pełna, kiedy zabiera pani seryjnego mordercę do swojego domu na stałe. Oczywiście najpierw sprawdzamy warunki i musi pani podpisać specjalną umowę adopcyjną w której zobowiazuje się pani że zapewni seryjnemu mordercy odpowiednie warunki.
- Warunki do czego? – zapytała Ziuta
- Rozwoju swojej osobowości oczywiście – odparła Honorata – To jest proszę pani bardzo ważne, żeby każdy seryjny morderca miał warunki do rozwoju swojej osobowości.
Mieciunia, Ziuta i Genoveffa przez chwilę patrzyły na nia w milczeniu.
- To co – zapytała zachęcająco Honorata – Czy wspomoga panie naszą szlachetną akcję „Nowa świetlista droga"
Ziuta wzięła głęboki oddech – Absolutnie nie – powiedziała – Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Niezależnie od tego jak zdesperowana jestem, żeby zorganizować w przyszłym miesiącu full wypas przyjecie charytatywne NIE! Wolę już zbierać na swój pogrzeb.
- Ale…- zaczęła Honorata
- Żadnego ale…- ucięła Ziuta – Jestem biedna emerytka z synem bezrobotnym cieciem na utrzymaniu.
- Może pani? – Honorata zwróciła się do Mieciuni.
Mieciunia uśmiechnęła się rozbrajająco – Duchowo jestem z tobą dziecko, ale niestety moja wrażliwość nie pozwala na aktywne zaangażowanie się w ten temat. A poza tym jako artystka robię w romansie, a nie kryminale.
Honorata spojrzała na Genoveffę.
- Sorry. Ja nie rozumieć miejscowa mowa – powiedziała Genoveffa.
Honorata westchnęła ciężko – Rozumiem. Dziękuję za uwagę – podniosła się z fotela i ruszyła do wyjścia. – Gdyby panie jednak zmieniły zdanie to zostawię wizytówkę – położyła na stole lekko wymiety kawałek papieru.
- Gienia, przygotuj no zestaw rozluźniający – powiedziała Ziuta gdy tylko drzwi zamknęły się za Honoratą – Dla mnie. Podwójna porcja.
Godzinę później pani Mieciunia opuściła Kółko Postępu Rolniczego. Podchodząc do swojego przywiązanego do latarni roweru stanęła jak wryta.
- No nie – wykrzyknęła – To już piąty raz w tym tygodniu.
Na siodełku leżała wielka ptasia kupa.
Mieciunia wyciągnęła pieść i pomachała nią w kierunku krażącego wysoko na niebie ptaka.
- Coś trzeba z tym zrobić – mruknęła pod nosem.
W kolejnym odcinku.
Jak prosta kupa może wpłynąć na skomplikowane losy świata czyli pani Mieciunia rusza do zdecydowanej akcji. Już w sobotę odcinek ósmy w którym dowiemy się jak działają lokalne urzędy w Mącidole Małym.
Odcinek 8
(w którym Pani Mieciunia idzie do urzędu)
Następnego dnia pani Mieciunia udała się do lokalnego urzędu.
Lokalny urząd mieścił się w odrapanym szarym budynku, którego jedynym barwnym akcentem była wielka tablica z napisem "Sponsorem zakończonej właśnie renowacji obiektu jest Krasnoludex Holding".
Poza tym najwększym problemem lokalnego urzędu były miejsca parkingowe.
Było ich zaledwie siedem, z czego dwa oznakowane były białą kopertą i napisem „Tylko dla zwykłych obywateli. VIP-om parkowanie zabronione". Tylko jedno z tych właśnie miejsc parkingowych było puste. Na pozostałych ściskały się karoseria przy karoserii maybachy, porsche i jaguary. Pomiędzy nimi wepchnięta była nawet długa jak autobus miejski polakierowana limuzyna, której tył skutecznie blokował ruch uliczny.
Pani Mieciunia przywiązała swój rower łańcuchem do płotu i wkroczyła w drzwi urzędu.
- Przepraszam- powiedziała do śpiącego w budce przy wejściu strażnika – Gdzie mogę znaleźć kogos kompetentnego
- A skąd ja mam wiedzieć – wymamrotał strażnik
- Chwileczkę – pani Mieciunia zapukała palcem w szybę budki – przecież tu jest "Informacja" napisane.
- Widocznie jeszcze nie zdążyli zdjąć po reorganizacji – ziewnął strażnik – a poza tym teraz mam przerwę
Pani Mieciunia poczuła jak ze złości skacze jej ciśnienie – To bezczelność – wykrzyknęła – Ja jestem znaną pisarką romansów.
- Znana pisarką, znanym sportowcem, znanym prezenterem z telewizji.. – wymamrotał strażnik – Tak samo jak pozostałe 99% populacji Mącidołka Małego. Wszyscy wy VIP-y przychodzicie tutaj i domagacie się jakiegoś szczególnego traktowania. A to jest urząd państwowy. Tu się przychodzi w kolejkę, siada i czeka. Czemu taki VIP tak prostej rzeczy nie jest w stanie zrozumieć. Tylko kłopoty z wami. Widzi pani – strażnik wskazał przez okno na usiłującego właśnie zaparkować przed urzędem bentleya - Taki nawet prawidłowo zaparkowac nie potrafi.
Strażnik schwycił za stojący obok niego megafon i po chwili z głośników rozległo się „VIP-ie, który postawiłeś swój samochód na miejscu dla zwykłego obywatela proszony jestes o spalenie się ze wstydu. Powtarzam „VIP-ie, który postawiłeś swój samochód na miejscu dla zwykłego obywatela proszony jesteś o spalenie się ze wstydu
Spłoszony kierowca bentleya zaczął się wycofywać.
- A ten? – zapytała pani Mieciunia – wskazując na nowiutkiego luksusowego mercedesa, który zajmował drugie miejsce dla zwykłych obywateli. Tylko niech mi pan nie wmawia, ze to jakiś nauczyciel czy pielęgniarka zostawiła
- Nie – odparł strażnik – Ale ten jest nie do ruszenia
- Dlaczego? – zapytałą pani Mieciunia
- Bo to wóz przeora Alfonsa
W kolejnym odcinku
napiecie rośnie do poziomu wymagającego spożycia ziółek upokajających.
Następnego dnia pani Mieciunia udała się do lokalnego urzędu.
Lokalny urząd mieścił się w odrapanym szarym budynku, którego jedynym barwnym akcentem była wielka tablica z napisem "Sponsorem zakończonej właśnie renowacji obiektu jest Krasnoludex Holding".
Poza tym najwększym problemem lokalnego urzędu były miejsca parkingowe.
Było ich zaledwie siedem, z czego dwa oznakowane były białą kopertą i napisem „Tylko dla zwykłych obywateli. VIP-om parkowanie zabronione". Tylko jedno z tych właśnie miejsc parkingowych było puste. Na pozostałych ściskały się karoseria przy karoserii maybachy, porsche i jaguary. Pomiędzy nimi wepchnięta była nawet długa jak autobus miejski polakierowana limuzyna, której tył skutecznie blokował ruch uliczny.
Pani Mieciunia przywiązała swój rower łańcuchem do płotu i wkroczyła w drzwi urzędu.
- Przepraszam- powiedziała do śpiącego w budce przy wejściu strażnika – Gdzie mogę znaleźć kogos kompetentnego
- A skąd ja mam wiedzieć – wymamrotał strażnik
- Chwileczkę – pani Mieciunia zapukała palcem w szybę budki – przecież tu jest "Informacja" napisane.
- Widocznie jeszcze nie zdążyli zdjąć po reorganizacji – ziewnął strażnik – a poza tym teraz mam przerwę
Pani Mieciunia poczuła jak ze złości skacze jej ciśnienie – To bezczelność – wykrzyknęła – Ja jestem znaną pisarką romansów.
- Znana pisarką, znanym sportowcem, znanym prezenterem z telewizji.. – wymamrotał strażnik – Tak samo jak pozostałe 99% populacji Mącidołka Małego. Wszyscy wy VIP-y przychodzicie tutaj i domagacie się jakiegoś szczególnego traktowania. A to jest urząd państwowy. Tu się przychodzi w kolejkę, siada i czeka. Czemu taki VIP tak prostej rzeczy nie jest w stanie zrozumieć. Tylko kłopoty z wami. Widzi pani – strażnik wskazał przez okno na usiłującego właśnie zaparkować przed urzędem bentleya - Taki nawet prawidłowo zaparkowac nie potrafi.
Strażnik schwycił za stojący obok niego megafon i po chwili z głośników rozległo się „VIP-ie, który postawiłeś swój samochód na miejscu dla zwykłego obywatela proszony jestes o spalenie się ze wstydu. Powtarzam „VIP-ie, który postawiłeś swój samochód na miejscu dla zwykłego obywatela proszony jesteś o spalenie się ze wstydu
Spłoszony kierowca bentleya zaczął się wycofywać.
- A ten? – zapytała pani Mieciunia – wskazując na nowiutkiego luksusowego mercedesa, który zajmował drugie miejsce dla zwykłych obywateli. Tylko niech mi pan nie wmawia, ze to jakiś nauczyciel czy pielęgniarka zostawiła
- Nie – odparł strażnik – Ale ten jest nie do ruszenia
- Dlaczego? – zapytałą pani Mieciunia
- Bo to wóz przeora Alfonsa
W kolejnym odcinku
napiecie rośnie do poziomu wymagającego spożycia ziółek upokajających.
Odcinek 9
(w którym poznajemy moczną tajemnicę krzesła w poczekalni).
Pani Mieciunia weszła na salę obsługi interesantów. Po jednej stronie ciągnęły się niewielkie boksy nad którymi co chwilę zapalały się kolejne wzywające do nich numerki, a po drugiej podpierali ścianę interesanci. Poniędzy nimi stało tylko jedno wolne krzesło na którym leżał czarny płaszcz. Wzrok pani Mieciuni padł na osobnika w wytwornym smokingu, który stał pod ścianą z zagipsowana nogą, jednym ramieniem opierając się na swoim szoferze, a drugim na ochroniarzu.
- Co się stało? – zapytała przyjaźnie zajmując miejsce obok niego
- Z mojego konia pełnej krwi arabskiej spadłem – jęknął osobnik
- Znarowił się?
- Nie. Kichnął.
- Kichnął? – zainteresowałą się pani Mieciunia
- Szkapa ma alergię – wyjaśnił ochroniarz. – Na wodę kolońska pana.
- Podobnie jak moja żona – dodał osobnik w smokingu
- Rozumiem – pokiwała głową pani Mieciunia – Czemu pan nie usiądzie? – wskazała na samotne krzesło na którym leżał czarny płaszcz.
Osobnik w smokingu, jego ochroniarz i szofer spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Przecież tam leży płaszcz – odparł szofer
- No to co – wzruszyła ramionami pani Mieciunia – Powiesimy gdzieś
- Nie możemy – powiedział ochroniarz
- Bo to płaszcz przeora Alfonsa - wyszeptał osobnik w smokingu.
W kolejnym odcinku
pełna dramatyzmu konfrontacja pani Mieciuni z lokalnym urzędem, w której dzielnie walczy ona o nakazanie mieszkańcom sprzątania po swoich zwierzątkach.
Pani Mieciunia weszła na salę obsługi interesantów. Po jednej stronie ciągnęły się niewielkie boksy nad którymi co chwilę zapalały się kolejne wzywające do nich numerki, a po drugiej podpierali ścianę interesanci. Poniędzy nimi stało tylko jedno wolne krzesło na którym leżał czarny płaszcz. Wzrok pani Mieciuni padł na osobnika w wytwornym smokingu, który stał pod ścianą z zagipsowana nogą, jednym ramieniem opierając się na swoim szoferze, a drugim na ochroniarzu.
- Co się stało? – zapytała przyjaźnie zajmując miejsce obok niego
- Z mojego konia pełnej krwi arabskiej spadłem – jęknął osobnik
- Znarowił się?
- Nie. Kichnął.
- Kichnął? – zainteresowałą się pani Mieciunia
- Szkapa ma alergię – wyjaśnił ochroniarz. – Na wodę kolońska pana.
- Podobnie jak moja żona – dodał osobnik w smokingu
- Rozumiem – pokiwała głową pani Mieciunia – Czemu pan nie usiądzie? – wskazała na samotne krzesło na którym leżał czarny płaszcz.
Osobnik w smokingu, jego ochroniarz i szofer spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Przecież tam leży płaszcz – odparł szofer
- No to co – wzruszyła ramionami pani Mieciunia – Powiesimy gdzieś
- Nie możemy – powiedział ochroniarz
- Bo to płaszcz przeora Alfonsa - wyszeptał osobnik w smokingu.
W kolejnym odcinku
pełna dramatyzmu konfrontacja pani Mieciuni z lokalnym urzędem, w której dzielnie walczy ona o nakazanie mieszkańcom sprzątania po swoich zwierzątkach.
Odcinek 10
(w którym popjawiają się sępie sprawy do naprawy)
Kiedy pani Mieciunia dotarła już do okienka obsługi interesantów była mocno zirytowana.
- Chciałam złożyć skargę - burknęła
- Słucham panią – powiedział siedzący przed nią młody człowiek. Sięgnął po żółty formularz znajdujący się w przegródce „VIP-y skargi"
- Całe to miasto pełne jest gówna – wypaliła pani Mieciunia
Młody człowiek spojrzał na nią znad okularów – Pani jest poetka awangardowa?
- Nie pisarka romantyczna – odburknęła pani Mieciunia
- Bo wczoraj był u nas poeta awangardowy – westchnął młody człowiek – I mówił zupełnie tak samo.
- Wiedziałam – powiedziała tryumfująco pani Mieciunia – Nie tylko ja to widzę.
Młody człowiek przyjrzał się pani Mieciuni badawczo - Ten poeta dodał później, że cały świat jest pełen gówna i że on sam jest pełen gówna. Czy pani też to potwierdza w odniesieniu do…hmmm…swojej osoby.
- Ja? Oszalał pan – wykrzyknęła z oburzeniem pani Mieciunia – Co mi pan tutaj antycypować zaczyna
- Technicznie rzecz biorąc to pani zaczęła – odparł młody człowiek – z tym metaforycznym gównem
- Jakim metaforycznym gównem, chamie ty urzędowy – brutalnie przerwała mu pani Mieciunia – Ja o zupełnie realnym gównie przecież mówię. Ptasim i spadającym z wysoka, kiedy nad miastem lata to wstrętne ptaszysko. Nie filozofuj więc mi tutaj ty marnotrawco moich podatków, tylko bierz kartkę i pisz protokół. Dnia tego i tego zesrał mi się prosto na rower sęp latajacy nad miastem. Nie było to pierwszy raz. No co ty robisz, rusz się – wrzasnęła pani Mieciunia widząc, że młody człowiek zastygł nieruchomo nad żółtym druczkiem.
- To ja mógłbym zapytać co pani robi – młody człowiek zadygotał lekko - przecież to tresowany sęp przeora Alfonsa.
W kolejnym odcinku
Pani Mieciunia kontynuuje swoją walkę z administracyjnym bezwładem Mącidołka Małego uzywając znanych i wypróbowanych sposobów
Kiedy pani Mieciunia dotarła już do okienka obsługi interesantów była mocno zirytowana.
- Chciałam złożyć skargę - burknęła
- Słucham panią – powiedział siedzący przed nią młody człowiek. Sięgnął po żółty formularz znajdujący się w przegródce „VIP-y skargi"
- Całe to miasto pełne jest gówna – wypaliła pani Mieciunia
Młody człowiek spojrzał na nią znad okularów – Pani jest poetka awangardowa?
- Nie pisarka romantyczna – odburknęła pani Mieciunia
- Bo wczoraj był u nas poeta awangardowy – westchnął młody człowiek – I mówił zupełnie tak samo.
- Wiedziałam – powiedziała tryumfująco pani Mieciunia – Nie tylko ja to widzę.
Młody człowiek przyjrzał się pani Mieciuni badawczo - Ten poeta dodał później, że cały świat jest pełen gówna i że on sam jest pełen gówna. Czy pani też to potwierdza w odniesieniu do…hmmm…swojej osoby.
- Ja? Oszalał pan – wykrzyknęła z oburzeniem pani Mieciunia – Co mi pan tutaj antycypować zaczyna
- Technicznie rzecz biorąc to pani zaczęła – odparł młody człowiek – z tym metaforycznym gównem
- Jakim metaforycznym gównem, chamie ty urzędowy – brutalnie przerwała mu pani Mieciunia – Ja o zupełnie realnym gównie przecież mówię. Ptasim i spadającym z wysoka, kiedy nad miastem lata to wstrętne ptaszysko. Nie filozofuj więc mi tutaj ty marnotrawco moich podatków, tylko bierz kartkę i pisz protokół. Dnia tego i tego zesrał mi się prosto na rower sęp latajacy nad miastem. Nie było to pierwszy raz. No co ty robisz, rusz się – wrzasnęła pani Mieciunia widząc, że młody człowiek zastygł nieruchomo nad żółtym druczkiem.
- To ja mógłbym zapytać co pani robi – młody człowiek zadygotał lekko - przecież to tresowany sęp przeora Alfonsa.
W kolejnym odcinku
Pani Mieciunia kontynuuje swoją walkę z administracyjnym bezwładem Mącidołka Małego uzywając znanych i wypróbowanych sposobów
Odcinek 11
(w którym pani Mieciunia szuka dojść i układów)
Pani Mieciunia kierowała się w życiu wieloma maksymami wyniesionymi jeszcze z czasów kiedy królowała w okolicznych bufetach. na przykład „Rybka lubi pływać", „Człowiek nie wielbłąd pić musi" czy „Chluśniem bo uśniem"
Tym razem kierując się maksymą „Jeśli nie możesz załatwić coś na dole to spróbuj na górze" udała się do lokalnego urzędu wyższego szczebla.
Wyższy lokalny urząd mieścił się w odrapanym szarym budynku, którego jedynym barwnym akcentem była wielka tablica z napisem „Sponsorem zakończonej właśnie renowacji obiektu jest Krasnoludex Holding" (dla ułatwienia dokładnie tym samym budynku, co niższy lokalny urząd, tylko na wyższym piętrze)
Pani Mieciunia wdrapała się na piętro po schodach i przystanęła pod drzwiami z napisem Sekretariat Głównego Naczelnika. Dochodziło zza nich ciche chlipanie. Pani Mieciunia zmarszczyła zaciekawiona brwi zapukała i nacisnęła na klamkę.
W środku siedziała za biurkiem kobieta średnim wieku. Pochylona nad biurkiem wydawała się zagłębiona w lekturze jakichś papierów co chwilę głośno pochlipując.
- Dzień dobry – powiedziała Mieciunia wchodząc do pokoju.
- Dzień dobry – odparła kobieta, nie odrywając wzroku od papierów.
- Jest Naczelnik? – zapytała pani Mieciunia, wskazując palcem na drzwi ozdobione tabliczką „Gabinet Głównego Naczelnika"
- Jest – pociągnęła nosem kobieta – Proszę do niego wejść.
W tym momencie pani Mieciunia poczuła się nadzwyczaj zadziwiona, gdyż łkająca kobieta siedząca za biurkiem i pełniąca obowiązki sekretarki Głównego Naczelnika zachowywała się nadzwyczaj nietypowo. Normalnie ta skrajnie wredna osoba broniła dostępu do Naczelnika niczym tresowany bulterier, warcząc na interesantów „Wynocha. Naczelnika nie ma i nie będzie"
- Coś się stało? – zapytała Mieciunia
Sekretarka Głównego Naczelnika odpowiedziała jej pociągnięciem nosa i przewróciła kartkę w czytanych papierach. Przeczytała kilka słów po czym zaniosła się histerycznym łkaniem.
Pani Mieciunia podeszła krok bliżej – Na pewno wszystko w porządku?
- Rodrigo nie żyje - zawyła sekretarka – Podły Alfonso otruł go arszenikiem, a potem poćwiartował i wsadził do wypełnionej dynamitem beczki, którą podpalił i zrzucił prosto do pełnego krokodyli jeziora. Moje życie nie ma sensu. Auuuuu.
Pani Mieciunia poczuła ulgę rozpoznając w przytoczonym fragmencie własne dzieło pod wiele mówiącym tytułem „Namiętność w aloesie". „Cóż się dziwię" pomyślała „Powinnam być przecież przyzwyczajona do historycznych reakcji fanów"
- Nie martw się kochaniutka – powiedziała – Rodrigo nie takie rzeczy już przetrwał. Maria Luiza wyłowi jego wypluty przez krokodyla mózg a zaprzyjaźniony chirurg przeszczepi go z sukcesem do ciała jego brata bliźniaka, który właśnie jest w śpiączce po tym jak jego motocykl zderzył się z cysterną na mleko. Rodrigo będzie jak nowy, a nawet lepszy.
Pani Mieciunia uśmiechnęła się błyskając złotym zębem i skierowała się do gabinetu naczelnika, zostawiając osłupiałą sekretarkę.
- Kim pani jest – wyszeptała sekretarka z trudem odzyskując głos
- Autorką oczywiście.
W kolejnym odcinku:
Rozmowa miejscowych elit na najwyzszym poziomie czyli pani Mieciuni debata z Głównym Naczelnikiem.
Pani Mieciunia kierowała się w życiu wieloma maksymami wyniesionymi jeszcze z czasów kiedy królowała w okolicznych bufetach. na przykład „Rybka lubi pływać", „Człowiek nie wielbłąd pić musi" czy „Chluśniem bo uśniem"
Tym razem kierując się maksymą „Jeśli nie możesz załatwić coś na dole to spróbuj na górze" udała się do lokalnego urzędu wyższego szczebla.
Wyższy lokalny urząd mieścił się w odrapanym szarym budynku, którego jedynym barwnym akcentem była wielka tablica z napisem „Sponsorem zakończonej właśnie renowacji obiektu jest Krasnoludex Holding" (dla ułatwienia dokładnie tym samym budynku, co niższy lokalny urząd, tylko na wyższym piętrze)
Pani Mieciunia wdrapała się na piętro po schodach i przystanęła pod drzwiami z napisem Sekretariat Głównego Naczelnika. Dochodziło zza nich ciche chlipanie. Pani Mieciunia zmarszczyła zaciekawiona brwi zapukała i nacisnęła na klamkę.
W środku siedziała za biurkiem kobieta średnim wieku. Pochylona nad biurkiem wydawała się zagłębiona w lekturze jakichś papierów co chwilę głośno pochlipując.
- Dzień dobry – powiedziała Mieciunia wchodząc do pokoju.
- Dzień dobry – odparła kobieta, nie odrywając wzroku od papierów.
- Jest Naczelnik? – zapytała pani Mieciunia, wskazując palcem na drzwi ozdobione tabliczką „Gabinet Głównego Naczelnika"
- Jest – pociągnęła nosem kobieta – Proszę do niego wejść.
W tym momencie pani Mieciunia poczuła się nadzwyczaj zadziwiona, gdyż łkająca kobieta siedząca za biurkiem i pełniąca obowiązki sekretarki Głównego Naczelnika zachowywała się nadzwyczaj nietypowo. Normalnie ta skrajnie wredna osoba broniła dostępu do Naczelnika niczym tresowany bulterier, warcząc na interesantów „Wynocha. Naczelnika nie ma i nie będzie"
- Coś się stało? – zapytała Mieciunia
Sekretarka Głównego Naczelnika odpowiedziała jej pociągnięciem nosa i przewróciła kartkę w czytanych papierach. Przeczytała kilka słów po czym zaniosła się histerycznym łkaniem.
Pani Mieciunia podeszła krok bliżej – Na pewno wszystko w porządku?
- Rodrigo nie żyje - zawyła sekretarka – Podły Alfonso otruł go arszenikiem, a potem poćwiartował i wsadził do wypełnionej dynamitem beczki, którą podpalił i zrzucił prosto do pełnego krokodyli jeziora. Moje życie nie ma sensu. Auuuuu.
Pani Mieciunia poczuła ulgę rozpoznając w przytoczonym fragmencie własne dzieło pod wiele mówiącym tytułem „Namiętność w aloesie". „Cóż się dziwię" pomyślała „Powinnam być przecież przyzwyczajona do historycznych reakcji fanów"
- Nie martw się kochaniutka – powiedziała – Rodrigo nie takie rzeczy już przetrwał. Maria Luiza wyłowi jego wypluty przez krokodyla mózg a zaprzyjaźniony chirurg przeszczepi go z sukcesem do ciała jego brata bliźniaka, który właśnie jest w śpiączce po tym jak jego motocykl zderzył się z cysterną na mleko. Rodrigo będzie jak nowy, a nawet lepszy.
Pani Mieciunia uśmiechnęła się błyskając złotym zębem i skierowała się do gabinetu naczelnika, zostawiając osłupiałą sekretarkę.
- Kim pani jest – wyszeptała sekretarka z trudem odzyskując głos
- Autorką oczywiście.
W kolejnym odcinku:
Rozmowa miejscowych elit na najwyzszym poziomie czyli pani Mieciuni debata z Głównym Naczelnikiem.
Odcinek 12
(w którym padają słowa "żegnam pana, mam dość tej gównianej dyskusji")
Główny Naczelnik zajmował się pełnieniem swoich obowiązków. Do obowiązków Głównego Naczelnika należało spokojnie siedzenie i orientowanie się kto jest kim w Mącidołku Małym. W tym celu miał założony nawet specjalny zeszycik do którego skrupulatnie wklejał wycięte z kolorowych (i brukowych) czasopism artykuły o lokalnych VIP-ach. W ten sposób zawsze był na bieżąco i wiedział jak zagaić kulturalnie znanego aktora „Dzień dobry szanownemu panu. Słyszałem że ostatnio obrzygał pan chodnik przed restauracją. Bardzo gratuluję" albo popularną piosenkarkę „Rączki całuję. Siódma operacja plastyczna biustu była naprawdę niezwykle udana".
Główny Naczelnik nie miał więc najmniejszego problemu z rozpoznaniem pani Mieciuni, której gwiazda na firmamencie lokalnych VIP-ów świeciła niczym turbodoładowana supernowa.
Kiedy tylko stanęła w drzwiach jego gabinetu zerwał się natychmiast z fotela i z okrzykiem
- Pani Mieciuniu kochana, jak miło panią widzieć! Tak bardzo się z wizyty cieszymy! Co też panią do nas sprowadza? - rzucił się aby ucałować jej dłoń.
Pani Mieciunia odpowiedziała promiennym uśmiechem
- Gówno - powiedziała
Główny Naczelnik z lekką odrazą cofnął swe wydatne usta od dłoni pani Mieciuni.
- Mam nadzieję, że …yyy… nie doświadczyła pani …yyy.. organoleptycznie.
- Znaczy co? – zapytała pani Mieciunia
- Znaczy macała ręką.
- Macała ręką? – pani Mieciunia spojrzała na niego zadziwiona
Główny Naczelnik przełknął ślinę
– Macała kupę dla ujędrnienia skóry? – zaproponował nieśmiało – Wciskała i wcierała kaku aby skórka odzyskała elastyczność.
Pani Mieciunia spojrzała na Głównego Naczelnika uważnie. Przez chwilę zastanawiała się czy ma do czynienia z molestującym ja zboczeńcem koprofagiem, ale po krótkim namyśle doszła do wniosku że to nie zboczeniec tylko lekko upośledzony baran.
Tymczasem Główny Naczelnik zupełnie innaczej odebrał jej milczenie
– Ja też lubię od czasu do czasu potarzać się w kale – powiedział przyjaźnie – Albo zanurzyć w fekaliach…
Pani Mieciunia nie wytrzymała
– Co mi pan tutaj za sraczkoterapię odstawia – huknęła na niego.
Główny Naczelnik zamrugał oczami
– Przepraszam – wybełkotał - myślałem, że przyszła pani porozmawiać o gównie pani Mieciuniu
- Bo dokładnie po to przyszłam
- Więc o co chodzi – wytrzeszczył oczy Głowny Naczelnik – Rozmawiamy przecież właśnie o różnych kupciach…
Pani Mieciunia poczuła, że ma dosyć.
- Żegnam pana – pociągnęła za klamkę – mam dosyć tej gównianej dyskusji
- Ale przecież sama pani zaczęła – Główny Naczelnik podjął desperacką próbę jej zatrzymania
Pani Mieciunia obróciła się w progu.
- Prawdziwą autorkę romansów – powiedziała - poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy.
Z rozmachem zatrzasnęła za sobą drzwi.
W kolejnym odcinku
Nie zważając na gówniany charakter sprawy pani Mieciunia pnie się na najwyższe poziomy lokalnych elit i urzędów
Główny Naczelnik zajmował się pełnieniem swoich obowiązków. Do obowiązków Głównego Naczelnika należało spokojnie siedzenie i orientowanie się kto jest kim w Mącidołku Małym. W tym celu miał założony nawet specjalny zeszycik do którego skrupulatnie wklejał wycięte z kolorowych (i brukowych) czasopism artykuły o lokalnych VIP-ach. W ten sposób zawsze był na bieżąco i wiedział jak zagaić kulturalnie znanego aktora „Dzień dobry szanownemu panu. Słyszałem że ostatnio obrzygał pan chodnik przed restauracją. Bardzo gratuluję" albo popularną piosenkarkę „Rączki całuję. Siódma operacja plastyczna biustu była naprawdę niezwykle udana".
Główny Naczelnik nie miał więc najmniejszego problemu z rozpoznaniem pani Mieciuni, której gwiazda na firmamencie lokalnych VIP-ów świeciła niczym turbodoładowana supernowa.
Kiedy tylko stanęła w drzwiach jego gabinetu zerwał się natychmiast z fotela i z okrzykiem
- Pani Mieciuniu kochana, jak miło panią widzieć! Tak bardzo się z wizyty cieszymy! Co też panią do nas sprowadza? - rzucił się aby ucałować jej dłoń.
Pani Mieciunia odpowiedziała promiennym uśmiechem
- Gówno - powiedziała
Główny Naczelnik z lekką odrazą cofnął swe wydatne usta od dłoni pani Mieciuni.
- Mam nadzieję, że …yyy… nie doświadczyła pani …yyy.. organoleptycznie.
- Znaczy co? – zapytała pani Mieciunia
- Znaczy macała ręką.
- Macała ręką? – pani Mieciunia spojrzała na niego zadziwiona
Główny Naczelnik przełknął ślinę
– Macała kupę dla ujędrnienia skóry? – zaproponował nieśmiało – Wciskała i wcierała kaku aby skórka odzyskała elastyczność.
Pani Mieciunia spojrzała na Głównego Naczelnika uważnie. Przez chwilę zastanawiała się czy ma do czynienia z molestującym ja zboczeńcem koprofagiem, ale po krótkim namyśle doszła do wniosku że to nie zboczeniec tylko lekko upośledzony baran.
Tymczasem Główny Naczelnik zupełnie innaczej odebrał jej milczenie
– Ja też lubię od czasu do czasu potarzać się w kale – powiedział przyjaźnie – Albo zanurzyć w fekaliach…
Pani Mieciunia nie wytrzymała
– Co mi pan tutaj za sraczkoterapię odstawia – huknęła na niego.
Główny Naczelnik zamrugał oczami
– Przepraszam – wybełkotał - myślałem, że przyszła pani porozmawiać o gównie pani Mieciuniu
- Bo dokładnie po to przyszłam
- Więc o co chodzi – wytrzeszczył oczy Głowny Naczelnik – Rozmawiamy przecież właśnie o różnych kupciach…
Pani Mieciunia poczuła, że ma dosyć.
- Żegnam pana – pociągnęła za klamkę – mam dosyć tej gównianej dyskusji
- Ale przecież sama pani zaczęła – Główny Naczelnik podjął desperacką próbę jej zatrzymania
Pani Mieciunia obróciła się w progu.
- Prawdziwą autorkę romansów – powiedziała - poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy.
Z rozmachem zatrzasnęła za sobą drzwi.
W kolejnym odcinku
Nie zważając na gówniany charakter sprawy pani Mieciunia pnie się na najwyższe poziomy lokalnych elit i urzędów
Odcinek 13
(który ma wiele mówiący tytuł "a wszystko to dla ptaka przeora Alfonsa")
Po tym doświadczeniu pani Mieciunia postanowiła udać się jeszcze wyżej. Do samego Naczelnika Wszystkich Naczelników.
Gabinet Naczelnika Wszystkich Naczelników mieścił się w tym samym miejscu go gabinet Głównego Naczelnika, ale prowadziły do niego dwa schodki więcej. Współdzielił też z Głównym Naczelnikiem sekretarkę, ale robiła mu większą kawę i sypała do niej więcej cukru niż dla Głównego Naczelnika. Naczelnik Wszystkich Naczelników miał większe biurko niż Główny Naczelnik i większą paprotkę na oknie. Podobno też więcej można było u niego załatwić.
Pani Mieciunia pewnym krokiem przekroczyła próg jego gabinetu. Przygotowana na spotkanie większego idioty niż poprzedni postanowiła załatwić sprawę krótko i konkretnie.
- Siadać – powiedziała jeszcze zanim Naczelnik Wszystkich Naczelników zdążył wstać.
- Tu jest moje podanie o skargę - wydobyła z torebki lekko pognieciony arkusz papieru – Tu pokwitowac przyjęcie
- Ale o co chodzi? – zapytał oszołomiony Naczelnik Wszystkich Naczelników
- Przeczytać – pani Mieciunia wskazała na złożone właśnie podanie.
Naczelnik Wszystkich Naczelników pochylił się nad podaniem – „Uprzejmie informuję że nad miastem krąży ptak marki sęp, który sra i jest uciążliwy dla mieszkańców. Proszę coś z tym zrobić"- przeczytał – Nie lubi pani ptaszków, pani Mieciuniu?
- Uwielbiam – burknęła pani Mieciunia – Zwłaszcza pieczone w brytfannie.
Naczelnik Wszystkich Naczelników puścił ta uwagę mimo uszu.
- Ja na przykład mam kanarka – powiedział – Śliczna, słodka ptaszyna.
- Jak dla mnie to może pan mieć nawet kangura na łańcuszku – warknęła pani Mieciunia – Ale niech pan coś zrobi z tym sępem.
- Nie mogę – Naczelnik Wszystkich Naczelników rozłożył ręce – podpisałem konwencje o ochronie przyrody
- To nie przyroda, to latająca szambiarka
- Pani Mieciuniu – Naczelnik Wszystkich Naczelników uśmiechnął się promiennie - przecież ten sęp nie robi tego specjalnie
- Ale robi dużo i śmierdząco
- Dużo? Taka malutka ptaszyna. Pani Mieciuniu, pani na pewno żartuje
W tym momencie w okno gabinetu Naczelnika Wszystkich Naczelników uderzyło potężne ptasie gówno. Szyba zadrżała i pękła.
- A nie mówiłam – wykrzyknęła trumfalnie pani Mieciunia – Wali kupy wielkości dyni. Niech pan zaraz wyśle straż miejską, żeby ubić to wstrętne bydlę.
Naczelnik Wszystkich Naczelników pokręcił głową – Ubić? To absolutnie wykluczone.
- Dlaczego?
- To ptak przeora Alfonsa.
W tym momencie pani Mieciunia podjęła decyzję, że pozbawi przeora Alfonsa ptaka.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.
W kolejnym odcinku
Pani Mieciunia będzie pławila się w rozkoszy oraz podejmuje nocne wyprawy.
Po tym doświadczeniu pani Mieciunia postanowiła udać się jeszcze wyżej. Do samego Naczelnika Wszystkich Naczelników.
Gabinet Naczelnika Wszystkich Naczelników mieścił się w tym samym miejscu go gabinet Głównego Naczelnika, ale prowadziły do niego dwa schodki więcej. Współdzielił też z Głównym Naczelnikiem sekretarkę, ale robiła mu większą kawę i sypała do niej więcej cukru niż dla Głównego Naczelnika. Naczelnik Wszystkich Naczelników miał większe biurko niż Główny Naczelnik i większą paprotkę na oknie. Podobno też więcej można było u niego załatwić.
Pani Mieciunia pewnym krokiem przekroczyła próg jego gabinetu. Przygotowana na spotkanie większego idioty niż poprzedni postanowiła załatwić sprawę krótko i konkretnie.
- Siadać – powiedziała jeszcze zanim Naczelnik Wszystkich Naczelników zdążył wstać.
- Tu jest moje podanie o skargę - wydobyła z torebki lekko pognieciony arkusz papieru – Tu pokwitowac przyjęcie
- Ale o co chodzi? – zapytał oszołomiony Naczelnik Wszystkich Naczelników
- Przeczytać – pani Mieciunia wskazała na złożone właśnie podanie.
Naczelnik Wszystkich Naczelników pochylił się nad podaniem – „Uprzejmie informuję że nad miastem krąży ptak marki sęp, który sra i jest uciążliwy dla mieszkańców. Proszę coś z tym zrobić"- przeczytał – Nie lubi pani ptaszków, pani Mieciuniu?
- Uwielbiam – burknęła pani Mieciunia – Zwłaszcza pieczone w brytfannie.
Naczelnik Wszystkich Naczelników puścił ta uwagę mimo uszu.
- Ja na przykład mam kanarka – powiedział – Śliczna, słodka ptaszyna.
- Jak dla mnie to może pan mieć nawet kangura na łańcuszku – warknęła pani Mieciunia – Ale niech pan coś zrobi z tym sępem.
- Nie mogę – Naczelnik Wszystkich Naczelników rozłożył ręce – podpisałem konwencje o ochronie przyrody
- To nie przyroda, to latająca szambiarka
- Pani Mieciuniu – Naczelnik Wszystkich Naczelników uśmiechnął się promiennie - przecież ten sęp nie robi tego specjalnie
- Ale robi dużo i śmierdząco
- Dużo? Taka malutka ptaszyna. Pani Mieciuniu, pani na pewno żartuje
W tym momencie w okno gabinetu Naczelnika Wszystkich Naczelników uderzyło potężne ptasie gówno. Szyba zadrżała i pękła.
- A nie mówiłam – wykrzyknęła trumfalnie pani Mieciunia – Wali kupy wielkości dyni. Niech pan zaraz wyśle straż miejską, żeby ubić to wstrętne bydlę.
Naczelnik Wszystkich Naczelników pokręcił głową – Ubić? To absolutnie wykluczone.
- Dlaczego?
- To ptak przeora Alfonsa.
W tym momencie pani Mieciunia podjęła decyzję, że pozbawi przeora Alfonsa ptaka.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.
W kolejnym odcinku
Pani Mieciunia będzie pławila się w rozkoszy oraz podejmuje nocne wyprawy.